Follow my blog with Bloglovin

wtorek, 15 listopada 2016

Wybacz laleczko, koniec zabawy

" - No i wiesz, trzeba się było zwijać, bo zaczęła coś mówić o wspólnym mieszkaniu, że chciałaby mnie przedstawić swoim rodzicom, takie krzywe fazy, kumasz, nie? 
  - Stary, ja miałem to samo. Olej temat bo to prowadzi tylko do jednego, a my jesteśmy za młodzi, żeby dać się uwiązać!"



   Faceci boją się kobiet i dlatego wolą kumpli. Kumple nie wymagają, nie potrzebują, żebyś był z nimi 24/7, nie chcą Twojej uwagi, nie potrzebują Twojej troski. Wychodzicie na miasto, jest piwo, mecz, fajne kelnerki i dziewczyny przy barze. Nikt nie mówi Ci co masz robić i jak się zachowywać. Robisz to, co chcesz. Czego chcieć więcej? Same plusy, żadnych minusów. 
   A z kobietą? Trzeba jej słuchać, kiedy opowiada na jaką idiotkę wyszła dziś Ola, kiedy opowiadała o Ali podczas kiedy Ala stała tuż za nią. Musisz pomóc wybrać jej kurtkę w sklepie i przepuścić ją w drzwiach. I na dodatek ma jeszcze te dziwne dni co miesiąc, kiedy chwilę jest miła, a potem wrzeszczy i płacze. Chujowy układ, kto by się pchał w coś takiego? Na pewno nie ja. Wolę piwo. I kumpli. 


   Wiele związków się kończy, bo zaczynają się wymagania. O których nikt nie powiedział na samym początku. Trzeba przyjść i przytulić kiedy ma okres, zrobić herbatę, przynieść czekoladę i ciastka. Słuchać jak ma pretensje, że krzywo powiesiłeś kurtkę i ocierać jej łzy, bo rozpłakała się z powodu psujących się butów. Czegoś takiego nie było w umowie. Ja się nie zgadzam na to. Ma być luźno, różowo i zajebiście. To nie dla mnie, radź sobie sama. Robi się problem, bo w czasie kiedy myślałeś, że odpalisz gierkę, pójdziesz na siłownię, albo rozwalisz dupsko na łóżku, Ona może mieć problem, który będzie wymagał Twojej uwagi. A wtedy nie możesz powiedzieć "Sorry, Mama nie wyprasowała mi koszulki, więc nie mam w czym przyjść". To znaczy możesz, jeśli jesteś chłopcem, któremu potrzebna jest Mama, a nie dziewczyna. Ale dziewczyna nie potrzebuje chłopca. Potrzebuje faceta, na którym oprze się w stresującej chwili, który powie, że zajebiście wygląda w tych nowych jeansach, zaaprobuje jej decyzję, ale powie, że zjebała, kiedy faktycznie zjebała. Dla chłopców to za dużo. Chłopcy chcą się bawić i rzucają zabawki kiedy się zepsują, albo się nimi znudzą. I wkurwiają się, kiedy jeszcze się nie nacieszyli, a już trzeba zwijać cyrk. Bo relacja się psuje. Ona czegoś chce. Czegoś więcej niż 2 godziny w kinie a później wieczór u niej. Pomóc jej posprzątać? Co? Nie, nie, nie Skarbie. Pójść do sklepu po zakupy? Chyba zwariowałaś.
   Boją się konfrontacji, wycofują się, kiedy kobieta ich atakuje. Nie potrafią podjąć rozmowy. kiedy zaczyna się trudny temat mówią "Wybacz laleczko, koniec zabawy".
  

   I chłopiec biegnie do następnej laleczki, z którą bawi się jakiś czas i schemat się powtarza. I pomimo tego, że postarzał się o 5 lat, wciąż jest w tym samym miejscu, kiedy rzucił pierwszą laleczkę. Zastanawia się, dlaczego po jakimś czasie kobietom pieprzy się w głowach i zaczynają czegoś wymagać. Przecież Mama nie wymagała. Zawsze wyprała, ugotowała, posprzątała i wcale nie oczekiwała, że będę jej w zamian za to wysłuchiwał i spędzał z nią wieczory. Jak to możliwe, że tyle lasek jest na Świecie a tylko Mama jest normalna. 
  Chłopiec nie zmieni się w mężczyznę dopóty, dopóki nie zrozumie, że wymagania, to normalna rzecz, kiedy związek przechodzi na kolejny etap. Coś jak szkoła. Zaliczasz gimnazjum, wtedy idziesz do liceum, gdzie wymagają od Ciebie więcej, niż wcześniej. Ale żeby to zrozumieć, trzeba przede wszystkim chcieć widzieć nieco więcej niż czubek swojego nosa.

Z fartem.

piątek, 29 lipca 2016

Pożegnanie

    
Jak sprawdzić, jakie emocje wywołało w drugiej osobie spotkanie z Tobą? Wystarczy przyjrzeć się, w jaki sposób się żegnacie.



   Jesteś na świetnej, w Twojej opinii randce z nowo poznaną dziewczyną. Masz zaplanowane wszystko od A do Z, przygotowałeś masę niespodzianek. Kupiłeś kwiaty, zabrałeś ją na romantyczny spacer. No cud, miód i malina. Odprowadziłeś ją do domu, był całus w policzek. Wracasz do siebie, w myślach snujesz już plany następnego spotkania, układasz cały scenariusz. Po kilku dniach chcesz umówić się na kolejną randkę, dzwonisz, a tu cisza. Próbujesz za kilka godzin, odbiera i mówi, że nie może, bo ma już plany. Proponujesz kolejny termin, jednak i ten ma zajęty. Przyszły tydzień? Niestety, ale ma już plany. W tym momencie w głowie zapala Ci się czerwona lampka "Ale dlaczego Ona nie chce się spotkać, przecież tak tak dobrze się razem bawiliśmy". Otóż Mój Drogi, Ty mogłeś bawić się doskonale, natomiast dziewczyna najwyraźniej nie. Mogła się uśmiechać, być miła i uprzejma, ale zaraz po przekroczeniu progu swojego domu, odhaczyła pozycję "Randka z X" i zapomniała o całym wieczorze. Przykre, ale tak jest. 



   

    Jeśli chcesz sprawdzić, czy masz szansę na kolejną randkę, zwróć uwagę na sam moment pożegnania. To jest swoiste podsumowanie całego spotkania. Ostatni jego element, który może powiedzieć Ci wiele na temat tego, jak się przy Tobie czuła przez cały wieczór. Zwróć uwagę na jej gesty, mimikę, przyjrzyj się, czy uśmiech, który ma na twarzy jest naprawdę szczery. Jest blisko Ciebie? Elegancko. Zauważ, czy przeciąga moment odejścia. W przypadku, kiedy możesz zaobserwować część z tych sygnałów sygnałów, jesteś w domu. Jeśli nie, no cóż, mówi się trudno. Ale w jaki sposób sprawić, żeby miała ochotę na kolejne spotkanie? 




    Emocje. Dawaj jej pozytywne emocje. Kobiety żyją emocjami. To powinien wiedzieć każdy facet, ale niestety tak nie jest. Wspomniałem już o tym kiedyś TUTAJ. Jeśli zakładasz, że kobieta zrobi coś w określony sposób, argumentując to "Bo każdy logicznie myślący człowiek by tak zrobił" to wybacz, ale możesz się przeliczyć. Nie twierdzę, że kobiety postępują nielogicznie, ale kiedy w grę wchodzą emocję, wybory przez Nie dokonywane, nie zawsze są przez facetów zrozumiałe. 





    I dygresja na koniec. Pamiętajcie, żeby nigdy nie kłaść się spać, kiedy jest między Wami jakiś konflikt. Noc jest taką porą, która ma to do siebie, że wtedy często przychodzą do głowy różne myśli. A myśli są tylko myślami, czasami zupełnie niezwiązanymi rzeczywistym konfliktem, które tylko potęgują negatywne uczucia. Dlatego zawsze, przed pójściem spać, starajcie się wyjaśnić nieporozumienia, które między Wami wystąpiły. Dla wspólnego dobra i komfortu.


z fartem,
Konrad




:D :D :D

środa, 27 lipca 2016

Technika

   Dookoła jest za dużo informacji. Snapchat, Facebook, Instagram, Whatsapp, hotspot Wifi na każdym kroku, smartfon przyrośnięty do łapy z coraz nowszym aplikacjami, które przykuwają wzrok do wyświetlacza. Oculus, Virtual Reality... Za dużo. No kurwa za dużo tego na raz do przetrawienia. Wstajesz rano, a smartfon, który leży przy łóżku od razu wita Cię świeżą porcją newsów z całego świata. Zanim zdążysz się wysrać, wiesz już, co stało się w Afryce, Ameryce Północnej i Australii. Przy okazji zdążysz obejrzeć kilka filmików ze śmiesznymi kotami. Nie musisz pytać znajomych, co robili wczoraj wieczorem, bo wystarczy, że obejrzysz ich My Story ze snapa. Nie pytasz, gdzie był na wakacjach, bo wystarczy, że sprawdzisz, co wrzucili na Instagrama. A w ostateczności, do rozmowy wystarczy Facebook. Czasami odnoszę wrażenie, że każda nowa aplikacja, służąca do porozumiewania się z ludźmi powinna na samym początku witać nas zdaniem:
                    Nasza aplikacja nie zastąpi prawdziwego spotkania ze znajomymi



  Technika tworzy dla Nas prawdziwe cuda, ale mam wrażenie, że nasza mentalność, nie nadąża za ich rozwojem. Uczymy się ich obsługi i fascynujemy się nimi do tego stopnia, że z czasem usiłujemy zastąpić nimi prawdziwe życie. A z czasem czujemy pustkę. Bo niby mamy 1000 znajomych na FB, kilkuset obserwujących na insta, ale wciąż czujemy brak. Brak kontaktu z drugim człowiekiem. Ludzie się po prostu gubią w całym tym hałasie.



   Nie mam nic przeciwko technice. Uważam, że wszelkiej maści inżynierowie robią dobrą robotę, wynajdując człowiekowi rzeczy, dzięki którym może oszczędzić czas. Ale często jest tak, że nowe technologie tak Nas pochłaniają, że zapominamy o rzeczywistości i ten czas, który mieliśmy zaoszczędzić, marnujemy. A już kompletną katastrofą jest, kiedy specjalnie dla tej wirtualnej rzeczywistości, zmieniamy swój system wartości.  




   Życie - to jest świetna aplikacja. Logujesz się za darmo, masz niezliczoną liczbę osiągnięć do zdobycia, umiejętności do nauczenia, lokacji do odwiedzenia, postaci do poznania, a tracimy czas na rzeczy, które w szerszej perspektywie nie mają znaczenia. Bo czy w ostatnich chwilach przed śmiercią będziesz myślał o tym, że miałeś Charizarda na 50 poziomie? Albo że Twój post zdobył 10 000 lajków? Ja na pewno nie. Wtedy będzie się liczyło to, jak wielu ludziom pomogłeś, jak wiele osób zmieniło dzięki Tobie swoje życie na lepsze, jaki wpływ miałeś na innych. Raczej przykro będzie obudzić się w łóżku, mając 80 lat i stwierdzić, że to życie było jakieś takie bez wyrazu.

   Rodzimy się po to, żeby cieszyć się życiem, doświadczać emocji, a nie przeżyć je, wpatrując się w ekran monitora.



Pjona,
Konrad

środa, 13 kwietnia 2016

Przekonania

- Ja to kupiłbym sobie Alfę Romeo.
- Co? To najlepiej w zestawie weź lawetę. Przecież to dziadostwo, ciągle się psuje, części drogie..
- A miałeś? Jeździłeś?
- Nie ale kolega miał i mówił że...

-Znasz tą Aśkę z klatki obok?

- Nie, a co z nią?
- Mówię Ci, jaka to wredna suka. Wczoraj na zakupach popatrzyła na mnie z taką wyższością, jakby     uważała się za nie wiadomo kogo. Musimy ją jakoś utemperować. 



Opinia to spoko rzecz. Dzięki niej, kształtuje się nasze spojrzenie na świat, charakter, sposób jaki reagujemy na sytuacje, jakie dzieją się dookoła. Jednak jest wartościowa wtedy, kiedy wypływa Ona bezpośrednio od Nas, a nie jest chłonięta z zewnątrz. 


Uprzedzenia, stereotypy, cudze opinie. Wszyscy to znamy i spotykamy się codziennie z masą tego typu rzeczy. Nasiąkamy nimi jak gąbka i potem przyjmujemy jako własne, nie zastanawiając się nawet, dlaczego tak jest. A gdyby zrobić inaczej? Gdybyśmy choć raz dziennie zastanowili się nad jakimś przekonaniem, które mamy w głowie i uważamy za "słuszne" i zweryfikowali je, dlaczego tak myślimy? 

  Kumpel poszedł na film, pytam go, czy warto go obejrzeć, a On odpowiada "Wyjątkowe gówno". I nie idę do kina, bo zasugerowałem się cudzą opinią i przyjąłem jako swoją. A tak naprawdę, ten film mógł być naprawdę dobry - w ten sposób sam pozbawiłem siebie nowego doświadczenia. 
Tak się dzieje w wielu sprawach. Kiedy jesteśmy świadkami jakiegoś zdarzenia, od razu filtrujemy je przez pryzmat poprzednich, podobnych doświadczeń, przez co ciągle są takie same.
   Co się dzieje, kiedy poznajesz nowych ludzi? Od razu przyklejasz do nich łatki, wyrabiasz opinię na temat tego jacy są, które wynikają z Twoich poprzednich doświadczeń. Robimy tak dla wygody, Mózg lubi, kiedy wszystko jest uporządkowane. Mózg nie lubi bałaganu.  Podczas gdy Ci ludzie mogą być zupełnie inni od Twoich wyobrażeń. Chyba każdy spotkał się z sytuacją, kiedy złapał się na myśleniu "Myślałem, że to frajer, a jednak okazał się być spoko ziomkiem."



  Zawsze podchodzimy do momentu z jakimś oczekiwaniem. Wymyślamy, czego chcemy od życia, tworzymy plany, stawiamy sobie cele, a następnie staramy się zrealizować ten plan i osiągnąć założone cele. Wydaje się to zdrowym podejściem, lecz oznacza, ze do każdego momentu podchodzimy z wyobrażeniem o tym jaki POWINIEN być i jak POWINIEN nam przysłużyć. A to oczywiście jest inną, opartą na naszych ideach formą osądzania. Osądzamy i filtrujemy bazując na tym co jest "dobre lub złe", co jest przydatne lub nieprzydatne oraz co służy celowi, a co nie. 
  Gdy masz większą świadomość tego, że każdy moment nasycasz osądami, selekcją na podstawie uprzedzeń i swoim interesem, masz tym samym większe szanse na dostrzeżenie sposobów na to, aby stać się bardziej otwartym. Zaczniemy być po porostu bardziej ciekawi, co może się w tym kryć. 
  Myślmy więcej, kwestionujmy utarte schematy, nie bierzmy na wiarę czegoś, tylko dlatego, że większość tak uważa. Może ta Alfa, wcale nie jest tak chujowa a Aśka z klatki obok, może być dobrą kumpelą.




Piona,

Konrad

czwartek, 21 stycznia 2016

Strach

Sumienność, terminowość, powtarzalność - to nie są cechy, którymi mogę się poszczycić. Ale jestem zdania, że jeśli mam coś napisać, to niech to nada się do przeczytania, bo taki był cel tego bloga, a nie tylko bezsensownie powiększa zawartość Internetów. Dobra, pokuta odbębniona, przejdźmy do sedna. 


   Mój dziadek, to zajebisty człowiek, a przede wszystkim, mądry facet, co nie raz udowadniał. Jako że dziadkowie mają tendencję do wypytywania o różne rzeczy, nie omieszkał zapytać o to, jak się mają sprawy z dziewczynami. Po usłyszeniu mojej odpowiedzi, jako że jest człowiekiem bezpośrednim, powiedział mniej więcej coś takiego:

"Teraz to się ludzie zastanawiają, próbują się, docierają, robią nie wiadomo co. A my z babcią nie próbowaliśmy, nie docieraliśmy się i nie zastanawialiśmy. Po prostu postanowiliśmy być razem i z tego, pośrednio się wziąłeś i Ty."

Stare, oklepane, powtarzane na okrągło, ale cały czas trafia w sam środek. O ile nie mam nic do rozwoju techniki, szybszych komputerów, lepszych samochodów i zmywarek, tak jeśli chodzi o związki, to cholera, moglibyśmy zostać w okresie XX lecia międzywojennego. Technika idzie naprzód, a emocjonalnie się cofamy. Teraz, kiedy dwoje ludzi się spotyka, w głowie obojga pojawia się takie coś:

"Czy coś z tego będzie, czy zarabiam odpowiednio dużo, czy jestem dość szczupła, czy spodoba się jej moja praca, czy będzie mu odpowiadać, że lubię spać w nogach"


   
   Strach, strach i jeszcze raz strach. Cała masa strachu, pytań typu "Czy jemu/jej..". No bo wiadomo, na Facebooku mój profil jest zajebiście zrobiony, zdjęcia z imprez, z wakacji na Malediwach, kiedy jeszcze byłam chudsza i bardziej opalona. A teraz mam trochę celulitu.. Cholera, a jak mu się nie spodobam taka?
Paranoja na maksa. Najpierw tworzymy fikcyjną rzeczywistość, a potem się boimy, że do niej nie dorastamy. Z tego bierze się ten cały strach. Wcześniej też był, ale było go mniej. 

       Wcześniej w ogóle było mniej wszystkiego: mniej samochodów, mniej ubrań, telefonów, telewizji, restauracji, kin. Mnóstwa rzeczy, którymi facet mógł zaszpanować przed kobietą. Wtedy szpanował najcenniejszą rzeczą, jaką mógł od siebie dać - samym sobą, razem ze swoją zaradnością, męskością, odwagą. hartem i pracowitością. A kobiety okazywały w zamian swoją opiekuńczość, umiejętność zajmowania się domem, dziećmi, pogodzenia wszystkich obowiązków domowych. Teraz te proporcje by się oczywiście zmieniły (równouprawnienie i inne sprawy), ale to bez znaczenia.  I to było okej. Nikt nie tworzył wokół siebie fikcyjnej rzeczywistości, z osobowością, która była tylko maską. 




I stąd biorą się potem wszystkie zawody. Bo ile można udawać? Miesiąc, rok, dwa? Kiedyś ta maska zacznie ciążyć i może się okazać, że owemu księciu, zaczyna słoma z butów wystawać, a z piękny biały ogier, okazał się starą, wychudzoną szkapą, a jego księżniczka okazała się złą baba Jagą.
   Dlatego najlepiej jest być naturalnym. To jest największy skarb, jaki możemy komuś dać. To MY w 100%, bez maski. Stajesz przed drugą osobą i mówisz "Taki jestem". 
   Ale dlaczego tak trudno zrozumieć, że bycie naturalnym jest najlepszym rozwiązaniem? Bo to jest proste, a większości się ubzdurało, że NAJWIĘKSZE PRAWDY ŻYCIOWE POWINNY BYĆ W CHUJ SKOMPLIKOWANE. BO JAK COŚ JEST PROSTE, TO NA PEWNO Z TĄ TEORIĄ COŚ JEST NIE TAK. Gówno prawda. Woda płynie w dół rzeki, szukając jak najmniejszego oporu. Z Rzeszowa do Warszawy też można dojechać przez Kraków. Ale po co? Nie ma sensu nadkładać drogi, więc nie ma sensu też szukać skomplikowanych rozwiązań, kiedy jedno z nich leży przed nosem. Można łatwiej, prościej i spokojniej. I bez stresu.
  

W ciągu ostatnich dziesięciu lat obraliśmy jakiś dziwny kurs, jeśli chodzi o związki Mężczyzna-Kobieta. I gdyby to nie byłoby prawdziwe, to mogło by być nawet zabawne. Ale nie jest, bo biorą się z tego wszelkie patologie. Ktoś może powiedzieć, że "Konrad pierdolisz, nie jest tak źle, wyolbrzymiasz problem, przecież trzeba czymś zainteresować płeć przeciwną". Tak, zgadzam się trzeba. Ale co, spotkasz się z kimś, tylko dlatego, że jest wolna, bogata, ma zajebiste ciało i jest dobra w te klocki? Na krótką metę to zadziała. Ale jeśli nie zagra to na poziomie człowiek-człowiek, to rozpadnie się szybciej, niż przypuszczasz. 





Piąteczka!  
Konrad










poniedziałek, 4 stycznia 2016

W tym roku będę:

Okres noworoczny, to taki przyjemny czas, w którym większość ludzi obiecuje sobie różne rzeczy. 




Postanawiają że nie będą palić, będą się zdrowo odżywiać, chodzić na siłownię, więcej czytać, "rozwijać się", udzielać się społecznie, pomagać innym, więcej zarabiać, uczyć się nowych rzeczy. Ogólnie sielanka. U olbrzymiej grupy ludzi ten poziom entuzjazmu utrzymuje się przez tydzień, miesiąc, maksymalnie dwa. 




A potem? Najczęściej, kiedy nie widać efektów, lub są one mizerne, zwyczajnie się tego odechciewa. Przecież zawsze znajdzie się jakaś wymówka. A to za zimno na bieganie, a to jestem zmęczony po pracy. Albo jeden z najlepszych:

"Od jutra".

 Jutro przychodzi i jest takie samo jak "wczoraj".  Następnie przychodzi kolejne "jutro" i w jakiś dziwny sposób, znów wygląda tak samo jak "wczoraj". Mija cały rok i gdzieś tak pod koniec grudnia, kiedy przychodzi czas podsumowań ostatnich miesięcy przychodzi myśl:


"Nic się nie dzieje w moim życiu, czas to zmienić. Od nowego roku zaczynam od nowa". 
  
 Lata lecą, a życie przemija wciąż w tym samym tempie, ale wciąż nie tak, jakbyś tego chciał. A wyobraź sobie, jakby wyglądało, gdybyś dwa lata temu nie odpuścił. Może by się udało, może byłbyś świetnym maklerem giełdowym, dobrym informatykiem, wyglądał jak Hardkorowy Koksu. A tak, całe życie upływa na "próbowaniu". Próbujesz chwilę, a kiedy nie widać efektów, odpuszczasz. Za jakiś czas znów próbujesz i odpuszczasz. Wpadasz w ten rytm. Tymczasem nie da się być mistrzem w jakiejkolwiek dziedzinie, zrywając się od czasu do czasu, a potem rezygnując. Wiadomo, że nie zawsze jest kolorowo, nie zawsze się udaje. Takie jest życie. Nigdy nie jest się wyłącznie na fali wznoszącej. Ale to KONSEKWENCJA przynosi pozytywne rezultaty. Bez niej, nie da rady.




Drugim ciekawym zjawiskiem jest wstydzenie się swoich marzeń. Z jednej strony to dziwne, no bo jak można wstydzić się swoich pragnień. Tego, jakie życie chciałbyś wieść. Ale kiedy przed oczami ma się takiego stereotypowego Polaka, wiecie, faceta z wąsem, w sandałach z białymi skarpetkami, reklamówką z Lidla w ręce, biegnącego po towar z promocji, a w jego głowie myśli pokroju 

"Muszę dorwać te krewetki z promocji, bo to podobno takie dobre i się Grażynka ucieszy jak jej przyniosę takie egzotyczne jedzenie", to wstydzenie się swoich marzeń, nie jest tak do końca pozbawione sensu. Bo jeśli całe życie wpaja się ludziom ograniczające przekonania, a TY jako świadomy człowiek, nie zastanowisz się nad nimi, czy faktycznie to co mówią jest prawdą i przyjmiesz je na słowo, to sam zamykasz się w pudełku ograniczeń. I to nawet nie swoich, tylko ograniczeń INNYCH, które przyjąłeś za prawdę. Tymczasem weryfikacja ich mogłaby przynieść nieocenioną zmianę. Nie wstydź się swoich marzeń. Jeśli Ty nie masz wiary w ich realizację, to kto ma ją mieć? Tata, Mama? Znajomi? Bierz swoje własne życie w swoje łapy i zacznij być za nie odpowiedzialny.

I trzeci typ sytuacji, w których człowiek nic nie zmieni w życiu. Człowiek się nie zmieni, bo ma dobrze. Po prostu dobrze. Nie żyje może w luksusach, ale ma jakiś tam określony pułap, na którym jest i mimo tego, że gdyby coś zmienił, mógłby odnosić lepsze wyniki w jakiejś dziedzinie, to woli ten poziom, który ma. Maja dom, wystarcza mu na jedzenie, 15 letni samochód, psa, kota. Jest fajnie. Wstane se, zjem, pójde do roboty, wrócę, włączę telewizor, pooglądam jak dobrze mają inni, będę chciał tego co inni. I tak to leci. Dopiero w momencie, kiedy grunt zacznie palić się pod nogami, szukasz wyjścia z sytuacji i wtedy się spinasz. Doskonałym przykładem jest Halle Berry. Laureatka Oscara, najważniejszej aktorskiej nagrody. Mimo tego, że wygrała wybory Miss USA, jej marzeniem było aktorstwo. Do tego stopnia, że rzuciła dotychczasowe życie i sukcesy i chodziła na castingi. Doszło do tego, że przez brak ofert, przez jakiś czas była bezdomna. Wtedy wzięła się do roboty i została najlepiej opłacaną czarnoskórą aktorką w USA. Ona nie tylko CHCIAŁA, ale wierzyła w siebie i konsekwentnie działała w tym kierunku. Większość ludzi tylko chce. Ale nie dostaniesz tego, bo Ty tego chcesz. Musisz dać coś światu w zamian. Podejmujesz decyzję, idziesz za ciosem, robisz to wytrwale aż do efektu i tyle. I aż tyle. W Twoim własnym interesie, jest postawić siebie ponad wszystko. Bez egoizmu, bez cwaniactwa, ale z chęcią zmierzenia się ze wszystkimi przeciwnościami. Oczywiście, że nie wszyscy dadzą radę. Gdyby tak było, nie byłoby sensu pisania tego artykułu. Ale może warto spróbować?

Z fartem!
Konrad




A i wszystkiego dobrego w Nowym Roku!