Mój dziadek, to zajebisty człowiek, a przede wszystkim, mądry facet, co nie raz udowadniał. Jako że dziadkowie mają tendencję do wypytywania o różne rzeczy, nie omieszkał zapytać o to, jak się mają sprawy z dziewczynami. Po usłyszeniu mojej odpowiedzi, jako że jest człowiekiem bezpośrednim, powiedział mniej więcej coś takiego:
"Teraz to się ludzie zastanawiają, próbują się, docierają, robią nie wiadomo co. A my z babcią nie próbowaliśmy, nie docieraliśmy się i nie zastanawialiśmy. Po prostu postanowiliśmy być razem i z tego, pośrednio się wziąłeś i Ty."
Stare, oklepane, powtarzane na okrągło, ale cały czas trafia w sam środek. O ile nie mam nic do rozwoju techniki, szybszych komputerów, lepszych samochodów i zmywarek, tak jeśli chodzi o związki, to cholera, moglibyśmy zostać w okresie XX lecia międzywojennego. Technika idzie naprzód, a emocjonalnie się cofamy. Teraz, kiedy dwoje ludzi się spotyka, w głowie obojga pojawia się takie coś:
"Czy coś z tego będzie, czy zarabiam odpowiednio dużo, czy jestem dość szczupła, czy spodoba się jej moja praca, czy będzie mu odpowiadać, że lubię spać w nogach"
Strach, strach i jeszcze raz strach. Cała masa strachu, pytań typu "Czy jemu/jej..". No bo wiadomo, na Facebooku mój profil jest zajebiście zrobiony, zdjęcia z imprez, z wakacji na Malediwach, kiedy jeszcze byłam chudsza i bardziej opalona. A teraz mam trochę celulitu.. Cholera, a jak mu się nie spodobam taka?
Paranoja na maksa. Najpierw tworzymy fikcyjną rzeczywistość, a potem się boimy, że do niej nie dorastamy. Z tego bierze się ten cały strach. Wcześniej też był, ale było go mniej.
Wcześniej w ogóle było mniej wszystkiego: mniej samochodów, mniej ubrań, telefonów, telewizji, restauracji, kin. Mnóstwa rzeczy, którymi facet mógł zaszpanować przed kobietą. Wtedy szpanował najcenniejszą rzeczą, jaką mógł od siebie dać - samym sobą, razem ze swoją zaradnością, męskością, odwagą. hartem i pracowitością. A kobiety okazywały w zamian swoją opiekuńczość, umiejętność zajmowania się domem, dziećmi, pogodzenia wszystkich obowiązków domowych. Teraz te proporcje by się oczywiście zmieniły (równouprawnienie i inne sprawy), ale to bez znaczenia. I to było okej. Nikt nie tworzył wokół siebie fikcyjnej rzeczywistości, z osobowością, która była tylko maską.
Dlatego najlepiej jest być naturalnym. To jest największy skarb, jaki możemy komuś dać. To MY w 100%, bez maski. Stajesz przed drugą osobą i mówisz "Taki jestem".
Ale dlaczego tak trudno zrozumieć, że bycie naturalnym jest najlepszym rozwiązaniem? Bo to jest proste, a większości się ubzdurało, że NAJWIĘKSZE PRAWDY ŻYCIOWE POWINNY BYĆ W CHUJ SKOMPLIKOWANE. BO JAK COŚ JEST PROSTE, TO NA PEWNO Z TĄ TEORIĄ COŚ JEST NIE TAK. Gówno prawda. Woda płynie w dół rzeki, szukając jak najmniejszego oporu. Z Rzeszowa do Warszawy też można dojechać przez Kraków. Ale po co? Nie ma sensu nadkładać drogi, więc nie ma sensu też szukać skomplikowanych rozwiązań, kiedy jedno z nich leży przed nosem. Można łatwiej, prościej i spokojniej. I bez stresu.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat obraliśmy jakiś dziwny kurs, jeśli chodzi o związki Mężczyzna-Kobieta. I gdyby to nie byłoby prawdziwe, to mogło by być nawet zabawne. Ale nie jest, bo biorą się z tego wszelkie patologie. Ktoś może powiedzieć, że "Konrad pierdolisz, nie jest tak źle, wyolbrzymiasz problem, przecież trzeba czymś zainteresować płeć przeciwną". Tak, zgadzam się trzeba. Ale co, spotkasz się z kimś, tylko dlatego, że jest wolna, bogata, ma zajebiste ciało i jest dobra w te klocki? Na krótką metę to zadziała. Ale jeśli nie zagra to na poziomie człowiek-człowiek, to rozpadnie się szybciej, niż przypuszczasz.
Piąteczka!
Konrad
W punkt. I... +1000 do zajebistości dla Dziadzia ;)
OdpowiedzUsuńDziwnie pomyślałam też o pytaniu które Ci ostatnio zadałam. Doczekałam się odpowiedzi! ;)