Follow my blog with Bloglovin

czwartek, 21 stycznia 2016

Strach

Sumienność, terminowość, powtarzalność - to nie są cechy, którymi mogę się poszczycić. Ale jestem zdania, że jeśli mam coś napisać, to niech to nada się do przeczytania, bo taki był cel tego bloga, a nie tylko bezsensownie powiększa zawartość Internetów. Dobra, pokuta odbębniona, przejdźmy do sedna. 


   Mój dziadek, to zajebisty człowiek, a przede wszystkim, mądry facet, co nie raz udowadniał. Jako że dziadkowie mają tendencję do wypytywania o różne rzeczy, nie omieszkał zapytać o to, jak się mają sprawy z dziewczynami. Po usłyszeniu mojej odpowiedzi, jako że jest człowiekiem bezpośrednim, powiedział mniej więcej coś takiego:

"Teraz to się ludzie zastanawiają, próbują się, docierają, robią nie wiadomo co. A my z babcią nie próbowaliśmy, nie docieraliśmy się i nie zastanawialiśmy. Po prostu postanowiliśmy być razem i z tego, pośrednio się wziąłeś i Ty."

Stare, oklepane, powtarzane na okrągło, ale cały czas trafia w sam środek. O ile nie mam nic do rozwoju techniki, szybszych komputerów, lepszych samochodów i zmywarek, tak jeśli chodzi o związki, to cholera, moglibyśmy zostać w okresie XX lecia międzywojennego. Technika idzie naprzód, a emocjonalnie się cofamy. Teraz, kiedy dwoje ludzi się spotyka, w głowie obojga pojawia się takie coś:

"Czy coś z tego będzie, czy zarabiam odpowiednio dużo, czy jestem dość szczupła, czy spodoba się jej moja praca, czy będzie mu odpowiadać, że lubię spać w nogach"


   
   Strach, strach i jeszcze raz strach. Cała masa strachu, pytań typu "Czy jemu/jej..". No bo wiadomo, na Facebooku mój profil jest zajebiście zrobiony, zdjęcia z imprez, z wakacji na Malediwach, kiedy jeszcze byłam chudsza i bardziej opalona. A teraz mam trochę celulitu.. Cholera, a jak mu się nie spodobam taka?
Paranoja na maksa. Najpierw tworzymy fikcyjną rzeczywistość, a potem się boimy, że do niej nie dorastamy. Z tego bierze się ten cały strach. Wcześniej też był, ale było go mniej. 

       Wcześniej w ogóle było mniej wszystkiego: mniej samochodów, mniej ubrań, telefonów, telewizji, restauracji, kin. Mnóstwa rzeczy, którymi facet mógł zaszpanować przed kobietą. Wtedy szpanował najcenniejszą rzeczą, jaką mógł od siebie dać - samym sobą, razem ze swoją zaradnością, męskością, odwagą. hartem i pracowitością. A kobiety okazywały w zamian swoją opiekuńczość, umiejętność zajmowania się domem, dziećmi, pogodzenia wszystkich obowiązków domowych. Teraz te proporcje by się oczywiście zmieniły (równouprawnienie i inne sprawy), ale to bez znaczenia.  I to było okej. Nikt nie tworzył wokół siebie fikcyjnej rzeczywistości, z osobowością, która była tylko maską. 




I stąd biorą się potem wszystkie zawody. Bo ile można udawać? Miesiąc, rok, dwa? Kiedyś ta maska zacznie ciążyć i może się okazać, że owemu księciu, zaczyna słoma z butów wystawać, a z piękny biały ogier, okazał się starą, wychudzoną szkapą, a jego księżniczka okazała się złą baba Jagą.
   Dlatego najlepiej jest być naturalnym. To jest największy skarb, jaki możemy komuś dać. To MY w 100%, bez maski. Stajesz przed drugą osobą i mówisz "Taki jestem". 
   Ale dlaczego tak trudno zrozumieć, że bycie naturalnym jest najlepszym rozwiązaniem? Bo to jest proste, a większości się ubzdurało, że NAJWIĘKSZE PRAWDY ŻYCIOWE POWINNY BYĆ W CHUJ SKOMPLIKOWANE. BO JAK COŚ JEST PROSTE, TO NA PEWNO Z TĄ TEORIĄ COŚ JEST NIE TAK. Gówno prawda. Woda płynie w dół rzeki, szukając jak najmniejszego oporu. Z Rzeszowa do Warszawy też można dojechać przez Kraków. Ale po co? Nie ma sensu nadkładać drogi, więc nie ma sensu też szukać skomplikowanych rozwiązań, kiedy jedno z nich leży przed nosem. Można łatwiej, prościej i spokojniej. I bez stresu.
  

W ciągu ostatnich dziesięciu lat obraliśmy jakiś dziwny kurs, jeśli chodzi o związki Mężczyzna-Kobieta. I gdyby to nie byłoby prawdziwe, to mogło by być nawet zabawne. Ale nie jest, bo biorą się z tego wszelkie patologie. Ktoś może powiedzieć, że "Konrad pierdolisz, nie jest tak źle, wyolbrzymiasz problem, przecież trzeba czymś zainteresować płeć przeciwną". Tak, zgadzam się trzeba. Ale co, spotkasz się z kimś, tylko dlatego, że jest wolna, bogata, ma zajebiste ciało i jest dobra w te klocki? Na krótką metę to zadziała. Ale jeśli nie zagra to na poziomie człowiek-człowiek, to rozpadnie się szybciej, niż przypuszczasz. 





Piąteczka!  
Konrad










poniedziałek, 4 stycznia 2016

W tym roku będę:

Okres noworoczny, to taki przyjemny czas, w którym większość ludzi obiecuje sobie różne rzeczy. 




Postanawiają że nie będą palić, będą się zdrowo odżywiać, chodzić na siłownię, więcej czytać, "rozwijać się", udzielać się społecznie, pomagać innym, więcej zarabiać, uczyć się nowych rzeczy. Ogólnie sielanka. U olbrzymiej grupy ludzi ten poziom entuzjazmu utrzymuje się przez tydzień, miesiąc, maksymalnie dwa. 




A potem? Najczęściej, kiedy nie widać efektów, lub są one mizerne, zwyczajnie się tego odechciewa. Przecież zawsze znajdzie się jakaś wymówka. A to za zimno na bieganie, a to jestem zmęczony po pracy. Albo jeden z najlepszych:

"Od jutra".

 Jutro przychodzi i jest takie samo jak "wczoraj".  Następnie przychodzi kolejne "jutro" i w jakiś dziwny sposób, znów wygląda tak samo jak "wczoraj". Mija cały rok i gdzieś tak pod koniec grudnia, kiedy przychodzi czas podsumowań ostatnich miesięcy przychodzi myśl:


"Nic się nie dzieje w moim życiu, czas to zmienić. Od nowego roku zaczynam od nowa". 
  
 Lata lecą, a życie przemija wciąż w tym samym tempie, ale wciąż nie tak, jakbyś tego chciał. A wyobraź sobie, jakby wyglądało, gdybyś dwa lata temu nie odpuścił. Może by się udało, może byłbyś świetnym maklerem giełdowym, dobrym informatykiem, wyglądał jak Hardkorowy Koksu. A tak, całe życie upływa na "próbowaniu". Próbujesz chwilę, a kiedy nie widać efektów, odpuszczasz. Za jakiś czas znów próbujesz i odpuszczasz. Wpadasz w ten rytm. Tymczasem nie da się być mistrzem w jakiejkolwiek dziedzinie, zrywając się od czasu do czasu, a potem rezygnując. Wiadomo, że nie zawsze jest kolorowo, nie zawsze się udaje. Takie jest życie. Nigdy nie jest się wyłącznie na fali wznoszącej. Ale to KONSEKWENCJA przynosi pozytywne rezultaty. Bez niej, nie da rady.




Drugim ciekawym zjawiskiem jest wstydzenie się swoich marzeń. Z jednej strony to dziwne, no bo jak można wstydzić się swoich pragnień. Tego, jakie życie chciałbyś wieść. Ale kiedy przed oczami ma się takiego stereotypowego Polaka, wiecie, faceta z wąsem, w sandałach z białymi skarpetkami, reklamówką z Lidla w ręce, biegnącego po towar z promocji, a w jego głowie myśli pokroju 

"Muszę dorwać te krewetki z promocji, bo to podobno takie dobre i się Grażynka ucieszy jak jej przyniosę takie egzotyczne jedzenie", to wstydzenie się swoich marzeń, nie jest tak do końca pozbawione sensu. Bo jeśli całe życie wpaja się ludziom ograniczające przekonania, a TY jako świadomy człowiek, nie zastanowisz się nad nimi, czy faktycznie to co mówią jest prawdą i przyjmiesz je na słowo, to sam zamykasz się w pudełku ograniczeń. I to nawet nie swoich, tylko ograniczeń INNYCH, które przyjąłeś za prawdę. Tymczasem weryfikacja ich mogłaby przynieść nieocenioną zmianę. Nie wstydź się swoich marzeń. Jeśli Ty nie masz wiary w ich realizację, to kto ma ją mieć? Tata, Mama? Znajomi? Bierz swoje własne życie w swoje łapy i zacznij być za nie odpowiedzialny.

I trzeci typ sytuacji, w których człowiek nic nie zmieni w życiu. Człowiek się nie zmieni, bo ma dobrze. Po prostu dobrze. Nie żyje może w luksusach, ale ma jakiś tam określony pułap, na którym jest i mimo tego, że gdyby coś zmienił, mógłby odnosić lepsze wyniki w jakiejś dziedzinie, to woli ten poziom, który ma. Maja dom, wystarcza mu na jedzenie, 15 letni samochód, psa, kota. Jest fajnie. Wstane se, zjem, pójde do roboty, wrócę, włączę telewizor, pooglądam jak dobrze mają inni, będę chciał tego co inni. I tak to leci. Dopiero w momencie, kiedy grunt zacznie palić się pod nogami, szukasz wyjścia z sytuacji i wtedy się spinasz. Doskonałym przykładem jest Halle Berry. Laureatka Oscara, najważniejszej aktorskiej nagrody. Mimo tego, że wygrała wybory Miss USA, jej marzeniem było aktorstwo. Do tego stopnia, że rzuciła dotychczasowe życie i sukcesy i chodziła na castingi. Doszło do tego, że przez brak ofert, przez jakiś czas była bezdomna. Wtedy wzięła się do roboty i została najlepiej opłacaną czarnoskórą aktorką w USA. Ona nie tylko CHCIAŁA, ale wierzyła w siebie i konsekwentnie działała w tym kierunku. Większość ludzi tylko chce. Ale nie dostaniesz tego, bo Ty tego chcesz. Musisz dać coś światu w zamian. Podejmujesz decyzję, idziesz za ciosem, robisz to wytrwale aż do efektu i tyle. I aż tyle. W Twoim własnym interesie, jest postawić siebie ponad wszystko. Bez egoizmu, bez cwaniactwa, ale z chęcią zmierzenia się ze wszystkimi przeciwnościami. Oczywiście, że nie wszyscy dadzą radę. Gdyby tak było, nie byłoby sensu pisania tego artykułu. Ale może warto spróbować?

Z fartem!
Konrad




A i wszystkiego dobrego w Nowym Roku!