Follow my blog with Bloglovin

poniedziałek, 30 listopada 2015

Slow life

To całe "slow life", to całkiem fajna idea. Z pewnością, pojawiła się nieprzypadkowo w tych lekko porytych czasach, gdzie głównym kryterium w życiu jest "kto pierwszy ten lepszy". I żeby było jasne, jestem daleki od negowania szybkości w świecie. Jeśli boli mnie głowa, dobrze jest mieć pod ręką coś, co szybko ten ból ukoi. Albo kiedy chcę szybko się z kimś skontaktować, wtedy wyciągam telefon i dzwonię. Ale O co w tym wszystkim chodzi? 



  O kontekst. Wszystko w życiu zależy od kontekstu w jakim rozpatrujemy daną sprawę. Gdy chcesz wygrać wyścig, jazda z prędkością 150 km/h jest wskazana, natomiast kiedy musisz bezpiecznie dojechać na drugi koniec miasta po zakupy na weekend, lepiej dla wszystkich będzie, kiedy pojedziesz wolniej. W jednej sytuacji coś się sprawdza, a w drugiej nie. Problem robi się wtedy, kiedy zakładamy, że wszystko, co dzieje się w mgnieniu oka jest spoko. Szybkie randki, szybkie jedzenie, szybki styl życia. A po kilku latach życia w takim pędzie człowiek się dziwi, że życie jakoś tak szybko mija. Nawet nie wiadomo kiedy dzieci tak szybko dorosły, a ja tak szybko się zestarzałem. Nie wspomnę o nadszarpniętym zdrowiu, które nie mając okazji do regeneracji po prostu podupada.



 Dlaczego coraz więcej ludzi preferuje spokojne życie na obrzeżach, niż w centrum miasta? Dlaczego organizuje się coraz więcej warsztatów, które uczą ludzi jak ważny jest spokój?
Większość mówi:

"Ale takie są czasy, że trzeba żyć szybko, bo w innym wypadku, wypadasz z obiegu". 

Pytanie, które jako pierwsze przychodzi mi do głowy to:

"Ale kto te czasy tworzy?"

Ziemia obraca się cały czas w swoim tempie, Księżyc krąży wokół Ziemi z właściwą dla siebie prędkością i w stałej odległości, z właściwymi dla siebie wahaniami (perygeum i apogeum). Te rzeczy wciąż pozostają takie same. I całe szczęście, bo nagła zmiana ich zachowań na pewno negatywnie odbiłaby się na Nas. Tymczasem ogromna rzesza ludzi narzuca sobie coraz większe tępo, nie widząc jednocześnie, jak bardzo źle to na nich wpływa. 




  Każdy człowiek ma pewną drogę do przebycia. Czy nie lepiej jest wyluzować się i płynąć z prądem niż cały czas rozglądać się niespokojnie i nerwowo przygryzać paznokcie, zamartwiając się, czy czegoś przypadkiem nie pominęliśmy. Nie twierdzę, że trzeba całkowicie odpuścić i rezygnować z działania. Mówię, że nie warto przejmować się każdą pierdołą i gnać przed siebie na złamanie karku. Życiowa oferta jest cholernie bogata, a działając wciąż w ten sam sposób i biegnąc wciąż w tym samym kierunku, sami ograniczamy sobie wybór.


Piąteczka i do następnego!


1 komentarz:

  1. Zacząłem czytać co napisałeś. " Dlaczego coraz więcej ludzi preferuje spokojne życie na obrzeżach, niż w centrum miasta?"
    Odpowiedź jest banalna. Ze względu na pieniądze. Nikt przy zdrowych zmysłach kupi mieszkanie w cenie domu i nawet nie mówię o penthausie, które co ciekawe jest nieznacznie droższe.
    Ze swojej strony mogę powiedzieć, że przyjezdni z małych miejscowości żyją szybko i byle jak. Nie wiem czemu. Może w ten sposób chcą nadrobić jakieś braki. W mieście najwolniej żyją jego mieszkańcy. Stereotyp rzutkiego młodych ludzi, którzy czerpią z codzienności pełnymi garściami nigdy nie przystawał do polskich miast. Na siłę się tworzy taki mit w popkulturze, a i coraz częściej w mainstreamowej kulturze.
    I odwrotnie kiedy miastowi wyjeżdżają w jakieś ustronia, wrzucają piąty bieg, żeby zaliczyć wszystkie rozrywki, wszystko zobaczyć, zamiast walnąć swoje zwłoki na hamaku i czekać. Na co? Na coś. Samo przyjdzie ;]

    OdpowiedzUsuń